Troszkę mnie tutaj nie było, a w 2016r wydarzyło się naprawdę dużo ;)
To był rok zdecydowanie pod znakiem roweru.
Zdobyłam 2 puchary:
Wiosną w poszukiwaniu krokusów wybraliśmy się na weekend do Zakopanego. Podobno krokusy były, ale była tak gęsta mgła, że nie widziałam co dzieje się 2 metry przede mną :)
Mgliste krajobrazy nie zniechęciły mnie to jazdy w górzystych rejonach. Jesienią ponownie wybraliśmy się w góry. Tym razem pokręciliśmy po stronie Słowackiej.
W 2016roku zostałam również Morsem. Oczywiście nie mogło być normalnie :) Wybraliśmy się na przejazd rowerowy do gminy Morawica pod Kielcami. Tam po przejeździe i przebraniu się w kostium - siup- wytrzymałam moje pierwsze 1,30min. Później na rowery i znów do Kielc. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego nie byłam chora.
Marszobiegiem zdobyłam Giewont! zrobiłam to w 2h15min.
Również marszobiegiem zdobyłam Morskie Oko (1h20min), później już rekreacyjnie do Czarnego Stawu.
Na trzy dni wyskoczyłam do Holandii, gdzie miałam okazje zwiedzić kraj poruszając się ich "PKP" oraz zakochać się bez reszty w ulicach pełnych rowerów <3
oraz troszkę jeździłam na nartach :)
W 2017 roku powracam tutaj. Będzie to rok, w którym zdobędę swój prywatny Mount Everest, ale o tym na bieżąco...
To był rok zdecydowanie pod znakiem roweru.
Zdobyłam 2 puchary:
- 2 miejsce w maratonie MTB w Piekoszowie - lekko nie było, temperatura i przewyższenia robiły kawał ciężkiej roboty dla startujących.
- 3 miejsce za udział w 12godzinnym maratonie MTB - Mazovia. Jazda od południa zakończona o 23:50 dała mi trzecie miejsce i siniaki na tyłku od siodełka przez kolejne 2 tygodnie oraz ogromną satysfakcję z poszerzenia swoich granic wytrzymałości. Warto było!
Wiosną w poszukiwaniu krokusów wybraliśmy się na weekend do Zakopanego. Podobno krokusy były, ale była tak gęsta mgła, że nie widziałam co dzieje się 2 metry przede mną :)
Mgliste krajobrazy nie zniechęciły mnie to jazdy w górzystych rejonach. Jesienią ponownie wybraliśmy się w góry. Tym razem pokręciliśmy po stronie Słowackiej.
W 2016roku zostałam również Morsem. Oczywiście nie mogło być normalnie :) Wybraliśmy się na przejazd rowerowy do gminy Morawica pod Kielcami. Tam po przejeździe i przebraniu się w kostium - siup- wytrzymałam moje pierwsze 1,30min. Później na rowery i znów do Kielc. Do tej pory nie rozumiem, dlaczego nie byłam chora.
Marszobiegiem zdobyłam Giewont! zrobiłam to w 2h15min.
Również marszobiegiem zdobyłam Morskie Oko (1h20min), później już rekreacyjnie do Czarnego Stawu.
Na trzy dni wyskoczyłam do Holandii, gdzie miałam okazje zwiedzić kraj poruszając się ich "PKP" oraz zakochać się bez reszty w ulicach pełnych rowerów <3
oraz troszkę jeździłam na nartach :)
W 2017 roku powracam tutaj. Będzie to rok, w którym zdobędę swój prywatny Mount Everest, ale o tym na bieżąco...